Jako że święta minęły szybciej niż mrugnięcie okiem - czyli standard, uznaliśmy ze znajomymi, że przedłużymy sobie atmosferę 'wolnego' i na poświąteczny weekend wybraliśmy się do Krakowa :)
Wypad zaplanowaliśmy trochę wcześniej, bo wiedzieliśmy, że po ogromnym kolokwium z prawa karnego, będziemy musieli odreagować! ;)
Tak więc w zeszły piątek prosto z uczelni (w humorach zdecydowanie zbyt dobrych, jeżeli wziąć pod uwagę, jak nam poszło kolokwium :D) wsiedliśmy w auto i ruszyliśmy. Oczywiście nie obyło się bez przeszkód - ktoś się rozchorował, ktoś nie może jechać, ktoś dojedzie w sobotę rano, przydałoby się coś kupić do jedzenia (i picia :D)...
Na szczęście koniec końców udało się wyjechać w pełnym planowanym składzie, jedynie z drobnym (3-godzinnym, co i tak nie jest tak złym wynikiem) opóźnieniem.
Do Krakowa zajechaliśmy w okolicach 23 - zadomowiliśmy się w naszych 'apartamentach' - ok, może gabarytowo przypominały raczej mieszkanka studenckiej pary, ale były czyste i na nasze weekendowe potrzeby zdecydowanie wystarczające. Dodatkowo płaciliśmy relatywnie niedużo, a mieszkaliśmy dosłownie 5 minut spacerem od rynku! (Apartamenty znalazłam przez booking, gdyby ktoś potrzebował porady i polecenia w tej kwestii, służę pomocą! :))
Kolacja pierwszego wieczoru była iście studencka i szybka - zjedliśmy kanapki, przebraliśmy się i ruszyliśmy poznać miasto nocą :) Cel był następujący - znaleźć fajny lokal, napić się piwa, a przy dobrych wiatrach potańczyć i poznać ludzi!
Trafiliśmy do klubu na ul. Szewskiej, gdzie DJ puszczał hity rodem z lat młodości naszych rodziców, ale nam to zupełnie nie przeszkadzało, wręcz wybawiliśmy się do tego stopnia, że następnego wieczora wróciliśmy w to samo miejsce! W sobotę wieczorem poznaliśmy też grupę Duńczyków, a w piątek dziewczyny z ŁODZI! Tak, tak, pojechaliśmy do Krakowa, żeby poznać ludzi z Łodzi - świat jest zbyt mały! ;)
Tak czy inaczej, nocne życie Krakowa zdecydowanie przypadło mi do gustu i coś mi mówi, że nie ostatni raz się tam bawiliśmy!
W ciągu dnia cel był prosty - poszwędać się, miło spędzić czas i zjeść coś dobrego ;) Na szczęście pogoda dopisała! Chodziłam w sweterku i ramonesce i pierwszy raz tej wiosny założyłam nie kozaki czy botki, a trampki! I nie zamarzłam!
Wypad zaplanowaliśmy trochę wcześniej, bo wiedzieliśmy, że po ogromnym kolokwium z prawa karnego, będziemy musieli odreagować! ;)
Tak więc w zeszły piątek prosto z uczelni (w humorach zdecydowanie zbyt dobrych, jeżeli wziąć pod uwagę, jak nam poszło kolokwium :D) wsiedliśmy w auto i ruszyliśmy. Oczywiście nie obyło się bez przeszkód - ktoś się rozchorował, ktoś nie może jechać, ktoś dojedzie w sobotę rano, przydałoby się coś kupić do jedzenia (i picia :D)...
Na szczęście koniec końców udało się wyjechać w pełnym planowanym składzie, jedynie z drobnym (3-godzinnym, co i tak nie jest tak złym wynikiem) opóźnieniem.
Do Krakowa zajechaliśmy w okolicach 23 - zadomowiliśmy się w naszych 'apartamentach' - ok, może gabarytowo przypominały raczej mieszkanka studenckiej pary, ale były czyste i na nasze weekendowe potrzeby zdecydowanie wystarczające. Dodatkowo płaciliśmy relatywnie niedużo, a mieszkaliśmy dosłownie 5 minut spacerem od rynku! (Apartamenty znalazłam przez booking, gdyby ktoś potrzebował porady i polecenia w tej kwestii, służę pomocą! :))
Kolacja pierwszego wieczoru była iście studencka i szybka - zjedliśmy kanapki, przebraliśmy się i ruszyliśmy poznać miasto nocą :) Cel był następujący - znaleźć fajny lokal, napić się piwa, a przy dobrych wiatrach potańczyć i poznać ludzi!
Trafiliśmy do klubu na ul. Szewskiej, gdzie DJ puszczał hity rodem z lat młodości naszych rodziców, ale nam to zupełnie nie przeszkadzało, wręcz wybawiliśmy się do tego stopnia, że następnego wieczora wróciliśmy w to samo miejsce! W sobotę wieczorem poznaliśmy też grupę Duńczyków, a w piątek dziewczyny z ŁODZI! Tak, tak, pojechaliśmy do Krakowa, żeby poznać ludzi z Łodzi - świat jest zbyt mały! ;)
Tak czy inaczej, nocne życie Krakowa zdecydowanie przypadło mi do gustu i coś mi mówi, że nie ostatni raz się tam bawiliśmy!
W ciągu dnia cel był prosty - poszwędać się, miło spędzić czas i zjeść coś dobrego ;) Na szczęście pogoda dopisała! Chodziłam w sweterku i ramonesce i pierwszy raz tej wiosny założyłam nie kozaki czy botki, a trampki! I nie zamarzłam!
Spacerowaliśmy głównie po okolicach rynku i Zamku na Wawelu, siedzieliśmy nad Wisłą, było pięknie i sielankowo, nigdzie się nie spieszyliśmy, jak mieliśmy ochotę na piwo czy kawę, to siadaliśmy gdziekolwiek, jak na coś do jedzenia, to szukaliśmy fajnej knajpy - spokojnie i chilloutowo :)
W niedzielę na śniadanie kupiliśmy po preclu i kawie na wynos i klapnęliśmy pod Sukiennicami obserwując ludzi, gołębie (ale tylko na odległość, bo jakoś nikt z nas nie pała do nich miłością - no ciekawe czemu, takie fajne zwierzątka... NOT :D) i dzieci biegające z balonikami (tudzież nie wykazujące zainteresowania balonikiem, co moją przyjaciółkę doprowadzało do szewskiej pasji, bo ona, gdyby miała takiego balonika, to by go doceniła! ;))
Obiad przed wyjazdem zjedliśmy we włoskiej restauracji Mamma Mia, gdzie zjadłam jedną z najlepszych pizz w życiu! SERIO Z reguły nie jadam pizzy w Polsce, bo często jest na grubym (dużo za grubym) cieście, tłusta i ciężka, ale ta była niesamowita! Ciasto cienkie, dodatki świeże i idealnie skomponowane! Zdecydowaliśmy się nawet spróbować słodkiej pizzy, co zawsze uważałam za profanację, ale jednak okazała się wyśmienita, nawet z miodem, którego osobiście nie jestem wielką fanką! Ceny też w granicach rozsądku, mogę polecić to miejsce z ręką na sercu i czystym sumieniem!
Na pożegnanie z Krakowem przeszliśmy się jeszcze na chwilę nad Wisłę, a widok łabędzi dopełnił tylko uroczy charakter wyjazdu! Wrócimy tam i to niedługo, ale na razie planujemy trip do innego miasta :)
Ale first things first - przydałoby się najpierw porządnie odespać poprzedni! ;)
Ale first things first - przydałoby się najpierw porządnie odespać poprzedni! ;)
Udanego weekendu wszystkim! <3